Hel: polski oficer upamiętniony w poniemieckim bunkrze
Poniedziałek, 03-05-2010 Opublikował/a: Marek DyktaMarek Dykta Wiejska 50 Hel 600248546 m.dykta@gohel.pl Organizacja: Referat organizacyjny Funkcja: sekretarz miasta Helu
Liczba wyświetleń: 3564
Następna
PDF Drukuj
Powrót
Wypowiedz się
Hel: polski oficer upamiętniony w poniemieckim bunkrze
Krzysztof Miśdzioł
2010.05.03
Tablicę upamiętniającą komandora porucznika Zbigniewa
Przybyszewskiego odsłonięto 29.04.2010 r. w Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu.
Przybyszewski w czasie Kampanii Wrześniowej dowodził słynną
bohaterską baterią im. Laskowskiego na cyplu, która ostrzeliwała m.in.
skutecznie pancernik Schleswig Holstein. W 1952 r. stalinowski sąd pod
fałszywymi zarzutami szpiegostwa skazał obrońcę Helu na karę śmierci w
tw. procesie komandorów. Przybyszewski został rozstrzelany. A w 1956 r.
uniewinniony...
Teraz historia zatoczyła koło. Tablicę poświęconą Przybyszewskiemu
odsłonięto w Muzeum Obrony Wybrzeża, które swoją siedzibę ma w
odnowionej niemieckiej baterii z czasów wojny, nazwanej wówczas...
Schleswig Holstein.
– Przybyszewski strzelał do pancernika, my jesteśmy w bunkrze. Ale
to przypadek, że w poniemieckim – zaznacza Wojciech Waśkowski,
wicedyrektor MOW. – Od początku istnienia naszej placówki powiewa nad
nią polska flaga, a teraz dzięki tablicy jeszcze bardziej tę polskość po
wsze czasy podkreślamy.
W uroczystościach wzięła m.in. udział Janina Bogusławska-Narloch,
wnuczka Przybyszewskiego. Odsłonięcia dokonał Stanisław Ciechanowski,
p.o. kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Materiał ze strony:http://www.przyjacielehelu.pl/helska_bliza/hb_229/art04.htmKOMANDOR ZBIGNIEW PRZYBYSZEWSKI
|
patron Muzeum Obrony Wybrzeża |
|
|
Dnia 11 listopada 2006 roku,
w Święto Niepodległości Polski
- zarząd Muzeum Obrony Wybrzeża podjął uchwałę o nadaniu naszemu Muzeum
imienia komandora Zbigniewa Przybyszewskiego.
Wielu osobom nieznającym tematu może się to wydać niezwykłe, ale do Helu
rokrocznie ciągną istne pielgrzymki ludzi chcących zobaczyć sławną z
obrony Helu baterię Laskowskiego i obejrzeć miejsce, gdzie walczył jej
dowódca - obrońca Helu, tak bliski wielu Polakom - Zbigniew
Przybyszewski.
Jego osoba, jego bohaterskie życie, okrutny los, który go spotkał
niespodziewanie w pełni życia są tak niezwykłe i niespotykanie, że aż
ktoś nieznający jego historii może uważać - że zbyt pozytywne i
przesłodzone. Dlatego warto przybliżyć tę postać wszystkim - i tym,
którzy wiedzą o nim więcej, i tym zupełnym laikom, którzy z trudem
kojarzą jego nazwisko z Helem.
22 września 1907 roku w rodzinie ziemiańskiej w Giżewie koło Kruszwicy
państwu Józefowi i Helenie z domu Janiszewskiej urodziło się ósme
(przedostatnie) dziecko - syn, któremu nadano imiona Zbigniew Józef.
Zbigniew odebrał w domu staranne, patriotyczne wychowanie, a po
ukończeniu szkół zdał w 1927 roku maturę w inowrocławskim gimnazjum. Za
namową ojca rozpoczął naukę na Wydziale Morskim Szkoły Podchorążych
Marynarki Wojennej, którą w 1930 roku ukończył z oficerską promocją
podporucznika marynarki. W trakcie nauki odbył rejs atlantycki na
żaglowcu szkolnym Marynarki Wojennej - ORP "Iskra".
W następnym roku odbył kurs aplikacyjny dla podporuczników marynarki w
szkolnym dywizjonie Marynarki Wojennej w Gdyni. Po promocji na
porucznika marynarki w 1933 roku jego szkolenie w latach 1934-35 zaczęło
nabierać dodatkowego tempa: uczestniczył w praktyce artyleryjskiej we
Francji, ukończył w Warszawie kurs elektrotechniki oraz II Kurs Oficerów
Artylerii Morskiej i II Kurs Oficerów Podwodnego Pływania. Szkolenia
nie przerywały jego ściśle wojskowej drogi życia - od 1931 był oficerem
wachtowym na torpedowcu ORP "Krakowiak", na którym na początku 1933
mianowano go zastępcą dowódcy. Jednocześnie jako p.o. oficera
wachtowego, uczestniczył w rejsie niszczyciela ORP "Wicher" do Szwecji.
Pod koniec 1933 roku był przez pewien czas dowódcą kompanii w Kadrze
Floty w Gdyni. W 1934 został oficerem artylerii na okręcie podwodnym ORP
"Wilk".
Przybyszewski niezależnie od pracy w wojsku zajmował się aktywnie
jachtingiem, piastował kierownicze stanowiska w Ośrodku Szkolenia
Jachtingu Morskiego i kilkakrotnie brał udział w regatach na Bałtyku.
W1935 roku zmienił stan cywilny biorąc za żonę w Helenę Poważe, siostrę
kolegi ze Szkoły Podchorążych. Nowo poślubieni małżonkowie zamieszkali w
Gdyni przy ulicy Ejsmonta.
W 1936 objął funkcję zastępcy dowódcy torpedowca ORP Mazur, a od 1937
pływał jako I oficer artylerii na niszczycielu ORP "Burza" a następnie
na ORP "Błyskawica". Ze względu na znakomitą opinię, którą wyrobił sobie
jako oficer, i świetne wyniki strzelań artyleryjskich dowodzonych przez
niego marynarzy-artylerzystów został, już jako kapitan marynarki,
mianowany pod koniec 1938 roku dowódcą XXXI Baterii Artylerii
Nadbrzeżnej na Helu. Fakt ten został przyjęty przez kmdra Steyera -
Dowódcę Rejonu Umocnionego Hel z wielkim entuzjazmem i zadowoleniem.
Przybyszewski - "Zbyszko z Kruszwicy" - jak go wówczas nazywano, w
Marynarce Wojennej cieszył się już wtedy ogromnym szacunkiem i uznaniem.
Zbudowana w 1935 roku XXXI Bateria Artylerii Nadbrzeżnej - to
najpotężniejsza i niestety jedyna w okresie przedwojennym - polska
bateria najcięższej artylerii zwana od 1937 roku także imieniem jej
twórcy, kmdr Heliodora Laskowskiego. Składała się z czterech dział
Boforsa o kalibrze 152,4 mm - zlokalizowanych na potężnych żelbetowych
stanowiskach usytuowanych na samym skraju cypla Półwyspu Helskiego, stąd
nazywano ją także "baterią cyplową". Bateria mogła skutecznie strzelać
na odleg łość do 26 km. Przybyszewskiemu podlegała także bateria nr 21
[oświetlająca i przeciwlotnicza] - 2 działa Schneider kalibru 75 mm,
traktowana jako wydzielona część baterii Laskowskiego.
Gorące lato 1939 roku przynosi wzrost napięcia i kolejno ogłaszane
mobilizacje częściowe. Stan baterii zwiększono tak, że składała się w
sumie z pięciu oficerów i około stu podoficerów i marynarzy
reprezentujących bardzo wysoki poziom wyszkolenia bojowego oraz wysokie
morale. Powiększono także uzbrojenie p-lot o pojedynczy nkm 13,2 mm i
wymieniając stare ckm-y na nowsze wz. 30. Armaty 152,4 mm miały zapasy
amunicji wynoszące zaledwie 186 pocisków na działo, a zadania postawiono
przed baterią ogromne. Miała zwalczać wrogie jednostki floty i wspierać
obronę przeciwdesantową i przeciwlotniczą półwyspu, czyli być
jednostką, na współdziałanie której będą liczyć niemal wszystkie
oddziały lądowe i morskie z rejonu Zatoki Gdańskiej. Natomiast jej
własna pozycja była osamotniona i musiała liczyć na wyłącznie na własne
siły.
Powszechna mobilizacja zostaje ogłoszona przez Ministra Spraw Wojskowych
30 sierpnia 1939 r, a już najbliższej nocy Niemcy rozpoczynają atak na
Polskę.
Ogromną cześć ciężaru obrony cypla przejęła natychmiast bateria
Laskowskiego nie dopuszczając w pobliże wielokrotnie lepiej uzbrojonych
okrętów niemieckich.
Już 3 września miał miejsce pojedynek artyleryjski, w którym polskie
pociski trafiły w maskę działa niszczyciela "Leberecht Maass". Wynik tej
kilkunastominutowej potyczki artyleryjskiej budzi do tej pory, wiele
sprzeczności i kontrowersji. Trafienie w maskę działa "Leberecht Maassa"
zgłosił zarówno dowódca baterii im. H eliodora Laskowskiego kpt.
Zbigniew Przybyszewski, jak i niemiecki kontradmirał Lütjens. Z kolei
komandor F. Ruge, który oglądał 4 września szkody na niszczycielu,
twierdził, że były wywołane pociskiem kalibru, co najwyżej 120 mm.
Przez wiele dni bateria Laskowskiego toczyła pojedynki artyleryjskie -
przede wszystkim z pancernikami "Schleswig-Holstein" i "Schlessien".
Rano 25 września pancerniki zdołały się prawidłowo wstrzelać i pociski
kalibru 280 mm zaczęły wybuchać na terenie baterii. Jeden z nich trafił w
betonową platformę działa nr 3, powodując śmierć dwóch marynarzy i
poważnie raniąc kilku innych. Eksplozja uszkodziła maskowanie, a gruz i
odłamki zablokowały mechanizmy działa. Kolejny z pocisków unieruchamia
czasowo działo nr 1, a jeden z odłamków rani kierującego ogniem na
nieosłoniętej wieży kpt. Przybyszewskiego. Pozostałe dwa działa
strzelają nieustannie uzyskując trafienie w niemiecki pancernik.
"Schleswig-Holstein" stawia zasłonę dymną, a bateria przenosi ogień na
Schlesiena. Chwilę potem, około godziny 11.18, oba niemieckie okręty
przerywają pojedynek i wycofują się poza zasięg polskiej baterii.
Niemieckie okręty łącznie wystrzeliły 159 pocisków kalibru 280 mm i 209
pocisków kalibru 150 mm.
Dwa uszkodzone działa baterii Laskowskiego zostały wkrótce uruchomione, a
rannego dowódcę zastępuje kpt. Bohdan Mańkowski. 28 września kpt.
Przybyszewski opuszcza szpital wbrew zakazowi lekarzy i wraca z ręką na
temblaku do dowodzenia baterią.
Legendy o bohaterstwie kpt. Przybyszewskiego, to nie tylko ten
spektakularny powrót do akcji. To przede wszystkim to, że jako lubiany i
cieszący się wielkim zaufaniem dowódca przez cały czas trwania walk nie
dopuścił do moralnego rozkładu podległych sobie pododdziałów. Marynarze
baterii wiedzieli o załamywaniu się frontów, o szybkim postępie wojsk
niemieckich, o przypadkach rebelii i buntów na samym Helu - lecz sami do
końca uważali się za niepokonanych i nie dopuszczali do siebie myśli o
przegranej. Zwycięskie pojedynki z niszczycielami, równorzędna walka z
dysponującymi ogromną siłą ognia pancernikami, udana obrona
przeciwlotnicza - oto niezaprzeczalne sukcesy marynarzy XXXI baterii
cyplowej, dowodzonej przez oficera, który swą postawą reprezentował w
ich oczach coś więcej, niż tylko zwyczajną, pozbawianą wyobraźni odwagę.
Kpt. Przybyszewski umiejętnym szkoleniem i własnym przykładem wpoił tym
ludziom morale, pozwalające im mobilizować się maksymalnie w okrutnych
warunkach walki z nawałą wroga i do końca zachować pełną zdolność
operacyjną baterii.
Tymczasem wojska polskie dodatkowo zaatakowane już 17 września od
wschodu przez Związek Radziecki cofały się przed atakami wojsk
niemieckich i radzieckich poza granice kraju. Poddała się Warszawa, padł
Modlin, dalsza walka nie miała sensu. Nadeszła kapitulacja.
W nocy z 1 na 2 października załoga baterii cyplowej rozpoczyna
niszczenie swoich stanowisk - centrali artyleryjskiej, dalmierzy,
przyrządów celowniczych. Dwa zamki dział zostały zniszczone, a dwa
pozostałe wymontowane i zatopione w morzu.
Spalono wszystkie szyfry, podobnie jak cześć akt i dokumentów.
Jak zanotował kpt. Przybyszewski:
,,2.X wpłynęły do portu okręty niemieckie, załoga przed odmarszem do
niewoli odśpiewała hymn narodowy".
Z relacji porucznika Pawlikowskiego:
,,Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli,
zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął
papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie
odmówił, co nam się bardzo podobało. Niemiec zakomenderował z pruską
butą - zdać broń! Wtedy kpt. Przybyszewski pobladł i z zaciśniętymi
wargami wyszedł z szeregu. Niewprawnie manewrując jedyną zdrową ręką
odpiął kordzik. Niemiec wyciągnął po niego rękę, ale ranny podszedł do
nadbrzeża i z rozmachem cisnął broń w morze".
Ten symboliczny gest mówi więcej niż wiele słów.
Podczas okupacji Przybyszewski był więziony w oflagach X B Nienburg,
XVIII B Spittal, wreszcie II C Woldenberg (Dobiegniew). Z tego
ostatniego dwukrotnie próbował uciec - raz podkopem, drugi raz ukrywając
się na wyjeżdżającej z obozu ciężarówce.
Po wyzwoleniu wahał się - jak wielu Polaków przebywających na Zachodzie -
czy do Polski zmienionej zarządzeniami Jałty powrócić. Wybrał
bezwarunkowo Polskę.
W kwietniu 1945 roku powrócił do kraju i rozpoczął pracę w Morskim
Instytucie Rybackim w Gdyni. Od sierpnia tego roku został przyjęty do
czynnej służby w Marynarce Wojennej. Służył w Pułku Morskim, a następnie
od września 1945 r., mianowany do stopnia komandora podporucznika, był
dowódcą kompanii szkolnej w Szkole Specjalistów Morskich na Oksywiu. W
lipcu 1946 r. mianowano go dowódcą Dywizjonu Ścigaczy, a od października
dowódcą nowosformowanego 31 Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej w Redłowie.
Na stanowisku tym przebywał do połowy 1949 r., kiedy to już w stopniu
komandora porucznika, mianowano go szefem Służby Artyleryjskiej w
Dowództwie Marynarki Wojennej w Gdyni. Latem 1950 roku awansował na
stanowisko zastępcy szefa Wydziału Marynarki Wojennej przy Sztabie
Generalnym WP.
Wtedy właśnie nadeszły najczarniejsze lata w historii polskiej Marynarki
Wojennej - lata panowania tzw.Informacji Wojskowej - czyli po prostu
władzy bezpieki i bezlitosnego bezprawia.
Kmdr Przybyszewski został wezwany do Warszawy. O czym wtedy myślał? Czy
już spodziewał się aresztowania? Nie wiemy. Z pewnością nie spodziewał
się jednak aż tak tragicznego rozwoju wydarzeń. Jako pierwszy z tak
wysoko postawionych oficerówzostał aresztowany 16.IX 1950 r. po wejściu
do gmachów wojskowych na Koszykowej.
Natychmiast po aresztowaniu zaczęło się okrutne, bezustanne i
wynaturzone śledztwo - bezsensowne zarzuty spisku i szpiegostwa oraz
nieustające tortury, których grozę trudno sobie nawet wyobrazić na
podstawie lektury w ciepłym fotelu.
Wspomnę tu tylko moją rozmowę z synem kmdra Steyera, który był więziony i
katowany zarówno przez Gestapo i w Stutthofie, jak i potem przez polski
UB. Na sugestię, że musiało mu być na UB łatwiej przetrzymać - bo już
miał "praktykę" jako więzień Gestapo - odparł: "w porównaniu z UB, można
wspominać Gestapo i obóz, jako wakacje".
Brutalne, nieustanne, bezsensowne i wynaturzone śledztwo zakończyło się
dla kmdra Przybyszewskiego wyrokiem wydanym za rzekome szpiegostwo przez
zbrodniczego pułkownika - sędziego Informacji Wojskowej, którego
nazwisko nie jest godne, aby je tu przytoczyć..
Wyrokiem była śmierć..
Kmdr Przybyszewski świadom zakłamaniu i bezprawiu, które go spotyka
hardo odmówił złożenia prośby o rewizję wyroku czy też o łaskę. Prośby
składane przez Jego rodzinę, od której został tak nagle oderwany,
dotarły do samego prezydenta Bieruta - i zostały odrzucone.
16 grudnia 1952 roku komandor został zabity strzałem w tył głowy na
korytarzu więzienia - tak jak to praktykowały "wspaniałe" polskie władze
"bezpieczeństwa", broniące podobno sprawiedliwości. Nie wydano nawet
rodzinie Jego zwłok.
Podobnie zakatowano i zamordowano z rozkazu kapturowych sądów bezpieki
20 wyższych oficerów i wielu - wielu niezliczonych żołnierzy i cywilów.
Decyzją Naczelnego Sądu Wojskowego z 24 kwietnia 1956 roku postępowanie
karne zostało wznowione i po ponownym rozpatrzeniu sprawy uchylono wyrok
z 1952r., stwierdzając całkowitą niewinność skazanych. Raport tzw.
Komisji Mazura badającej "nadużycia i wypaczenia" w Informacji Wojskowej
jednoznacznie postawił w tej i wielu innych sprawach zarzut mordu
sądowego - jednak nie poszły za tym adekwatne wyroki skazujące sprawców
tych niebywałych wynaturzeń. (Wyroki te były nieliczne i opiewały na
rok- dwa więzienia, przeważnie w zawieszeniu).
Komandor Zbigniew Przybyszewski został po rehabilitacji pośmiertnie
odznaczony Orderem Virtuti Militari za dowodzenie baterią cyplową na
Helu w 1939 roku. Nic jednak nie jest w stanie przywrócić mu życia, nic
nie zatrze strasznych lat, które zgotowała swoim obywatelom polska
władza reprezentowana przez Informację Wojskową, UB i sądy kapturowe - z
torturami, ale za to bez świadków, bez dowodów, bez prawa do obrony.
Czcząc imię bohaterskiego komandora Zbigniewa Przybyszewskiego
pamiętajmy o tym, aby nigdy nie dopuścić do sytuacji, gdy totalitaryzm i
niekontrolowane zbrodnie władzy mogłyby znów stanąć na porządku
dziennym.
Zarząd Muzeum Obrony Wybrzeża planuje uroczyste odsłonięcie tablicy
okolicznościowej na murach naszego Muzeum i podejmuje ciągłe wysiłki, by
przed nowym sezonem turystycznym udało się uruchomić ekspozycje
muzealną na stanowisku 203 Baterii Cyplowej. No, ale to już zależy w
wielkiej mierze od władz wojskowych i od znalezienia sponsorów - bo
możliwości finansowe MOW są nader skromne.
|
Władysław Szarski |
Następna
PDF Drukuj
Powrót
Wypowiedz się
|
|