O dzisiejszym dniu związanym z tą legendą przypomniał 9 letni mieszkaniec Helu Mikołaj Dykta.
Zatopienie
Helu.
Rybacy
powiadają, że na morzu w pobliżu Helu jest bardzo osobliwe miejsce. Na
północny
zachód od miasta woda często się burzy i wieją silne wiatry. Wszyscy
raczej
omijają to miejsce bo pływać tam jest niebezpiecznie.
W pierwszy dzień
Zielonych
Świątek dzieją się tam rzeczy jeszcze dziwniejsze.
Woda staje się tam
niesłychanie spokojna i przezroczysta. Kto tam się wówczas znajdzie,
zauważy na
cienie morza cienie żyjącego miasta; piękne domy, bogate ulice i
zamożnych
ludzi. Słychać też przecudną muzykę, która towarzyszy zabawom, swawolnym
uciechom i hulankom. Już niejeden rybak uległ pokusie i dał się zwabić w
morskie głębiny, znikając bezpowrotnie.
Są to
podobnie cienie starego Helu, miasta niegdyś tak bogatego, że wielkością
i
znaczeniem przerastało ono inne grody nad Bałtykiem, nawet sam Gdańsk.
Jego
mieszkańcy czerpali ogromne zyski z Hadlu. Do portu zawijały okręty z
całego
świata. Przywoziły najpiękniejsze i najcenniejsze dzieła rąk ludzkich.
Niewiele
innych na świecie mogło dorównać wielkim helskim pałacom i przepysznym
świątyniom.
Helanie
sprzedawali głównie wyroby z bursztynu i z drewna, wspaniałe okręty,
piękną
ceramikę i tkaniny lniane. Sklepy były tam bogate jak rzadko gdzie.
Było by
tak morze do dzisiaj, gdyby nie zgubny wpływ bogactwa na ludzi.
Mieszkańcom
Helu przestało wystarczać to, co mają. Chcieli wciąż więcej i więcej.
Wkradła
się więc między nich zawiść i chciwość. Zamiast dalej pomagać sobie na
wzajem,
szukali zguby innych. Przestali wspierać
biednych i każdego starali
się
wykorzystać. Zamartwiali się tym, że inni mają więcej. Swoje troski
topili w
alkoholu, który obficie lał się na wszelkich ucztach i hulankach.
Osłabiona
trunkiem wola nie chroniła ich przed rozpustą.
Cierpieli
na tym najbiedniejsi – skromni rzemieślnicy i prości rybacy. Możni
Helanie
wywyższali się, gardząc nimi i uciskając coraz bardziej. Z każdym dniem
płacili
miej wymagali więcej. Biedni pracowali coraz dłużej. Do miasta wkradła
się
pycha i zapanowała niepodzielnie. Taki Hel sam upadł by prędzej czy
później,
ale stało się inaczej.
Właśnie
w noc Zielonych Świątek Bałtyk bardzo się rozszalał. Wtórowało mu niebo
pełne
chmur i błyskawic. Woda lała się ze wszystkich stron. Hel zalewały
morskie
fale, wody zatoki i strugi deszczu. Pyszni bogacze byli zamroczeni
trunkami.
Pozostali mieszkańcy czuwali , modląc się w rybackim kościółku. Widząc,
co się
dzieje, w porę uszli za miasto na wysokie wydmy. Pozostali zginęli pod
wodą.
Pod ciężarem wody zapadła się ziemia i dziś w tym miejscu jest dno
morskie.
Pod wodą znalazła się też helska świątynia, lecz solidnie wykonane dzwony pozostały całe i długo dzwoniły na lament. Od czasu do czasu ich płacz słychać jeszcze w głębinach, gdy tonie łódź lub człowiek. Ci, którzy przeżyli ową burzliwą noc, na nowym miejscu wznieśli dzisiejszy Hel. Na szczęście jego mieszkańcy nie są już tacy, jak ich poprzednicy.
Janusz
Machelski – Legendy
kaszubskie – wydanie II- wydawnictwo „REGION”
Inne legendy o Helu - zobacz: