Hel: Rekonstrukcje z "Niemcami" budzą emocje
Niedziela, 29-08-2010 Opublikował/a: Urząd Miasta
Liczba wyświetleń: 1288Następna
PDF
Drukuj
Powrót
Wypowiedz się
Hel: Rekonstrukcje z "Niemcami" budzą emocje
Niemieckie mundury nie wszystkim mieszkańcom Helu odpowiadają, ale jak bez tego pokazać historię
Niemiecka armia budzi emocje i przyciąga turystów. Swastyki nie podobają się głównie seniorom. "My przecież nie gloryfikujemy nazizmu" - odpowiadają rekonstruktorzy.
Hitlerowscy "okupanci" wciąż budzą emocje na ulicach Helu. Mimo że od zakończenia wojny minęło 65 lat, a goście zza Odry to najliczniejsza grupa turystów na półwyspie, to nie wszystkim podoba się, że "Niemcy" biją się z aliantami pod pomnikiem poświęconym ofiarom obrony Helu z 1939 r.- Znowu kręcą się tu Niemcy... - wzdycha starsza pani, gdy przed nią przejeżdża motor z militarnym kamuflażem, a chwilę później mija "żołnierz" taszczący panzerfaust.
Taki obrazek można było zobaczyć w sierpniowe popołudnie na głównym skrzyżowaniu miasta. Na kilkadziesiąt minut ulice i park zmieniły się w normandzką
W Helu grupa polskich miłośników militariów i historii wojskowości odtwarzała atak, jaki w czasie II wojny światowej Niemcy przypuścili na posterunek broniony przez aliantów.
Widowiskowa inscenizacja (jak zawsze wygrali "Amerykanie"), to jedna z imprez towarzyszących D-Day Hel, trwającej tydzień rekonstrukcji walk między wojskami Hitlera a aliantami. Od pięciu lat to największe takie plenerowe widowisko na Pomorzu i jedna z letnich wizytówek miasta. A także skuteczny magnes na turystów.
- Ludzie na D-Day ciągną do nas tłumami - przyznaje Barbara Tabor, odpowiadająca w Urzędzie Miasta za promocję Helu. - To impreza, która naszym gościom naprawdę się podoba.
Ale nie wszystkim. Gdy przed tłumem przechodzi uzbrojony po zęby "niemiecki" żołnierz, jedna ze starszych pań nie wytrzymuje.
- Panie, nie wstyd panu nosić takich szmat?! - pyta z wyrzutem kobieta.
Mężczyzna uśmiecha się, wzrusza ramionami i odchodzi, by razem z grupką "hitlerowców" zaplanować atak na stacjonujących po drugiej stronie ulicy "Amerykanów". - Nic nowego. Często słyszymy podobne uwagi i zarzuty - komentują rekonstruktorzy. - Na każdej imprezie znajdzie się ktoś, w kogo gusta nie trafią nasze mundury. To trochę czepianie się, bo przecież nie gloryfikujemy nazizmu.
Pasjonaci po bitwie śmiali się, że w Helu nikt nie zwrócił uwagi, że podczas inscenizacji to alianci w strojach żandarmów pilnowali, by widzowie trzymali się wyznaczonych miejsc.
- Trudno, Niemcy źle się nam kojarzą i tyle - rozkłada ręce jeden z naszych rozmówców. - Taka była historia, nikt jej nie zmieni. My ją odtwarzamy, a nie kreujemy.
Helscy urzędnicy, którzy współorganizują D-Day, przyznają, że oficjalnie nikt nie poskarżył się na obecność faszystowskich symboli. Choć wcześniej różnie z tym bywało. Części widzów podobały się widowiskowe pokazy, inni koncentrowali się na mundurach z naszywkami Wehrmachtu lub SS. Podobne zarzuty o promocję nazizmu musieli odpierać twórcy helskiego Muzeum Obrony Wybrzeża, którzy odrestaurowali tutejsze umocnienia artyleryjskie, w tym wieżę kierowania ogniem czy stanowisko artyleryjskie baterii Schleswig-Holstein.
Nie ma się co obrażać, taka była historia
Rozmowa z Markiem Dyktą, sekretarzem miasta Helu.
"Niemcy" znów na ulicach miasta...
- Ale przecież alianci bili się z Niemcami! W Helu pokazujemy historię naszego kontynentu taką, jaką ona rzeczywiście była, a nie taką, jaką chcą ją widzieć wybrane osoby. Nie da się przecież przedstawić wydarzeń z tego okresu II wojny śewiatowej bez udziału Niemców. Tak jak rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem bez obecności Krzyżaków. I 99,99 proc. widzów to doskonale rozumie.
Ale przecież w Helu Niemcy budzą szczególne skojarzenia.
- Nie popadajmy w przesadę, bo przecież większość niemieckich żołnierzy to byli ludzie wcieleni siłą do armii i przymuszeni do walki. Zwyczajnie robili to, co im kazali dowódcy, bo nie mieli innego wyjścia. Zresztą, gdyby szukać przykładów na niemoralne postępki żołnierzy w czasie tamtej wojny, to z powodzeniem znaleźlibyśmy je wśród przedstawicieli wojsk amerykańskich czy też radzieckich. Czarnych owiec nie brak nigdzie.
D-Day to dobra lekcja historii?
- Oczywiście. Podobnie jak nasze muzeum, które swego czasu też musiało "tłumaczyć się" z pewnych eksponatów. My pokazujemy historię z dobrej i złej strony. Czemu towarzyszy fachowy komentarz specjalistów. Trudno się więc pomylić w ocenie.
Źródło: www.dziennikbaltycki.pl