Burmistrz Helu i była posłanka Platformy oskarżeni w helskiej aferze gruntowej staną przed sądem w poniedziałek, Dziennik Bałtycki
Poniedziałek, 05-10-2009 Opublikował/a: Urząd Miasta
Liczba wyświetleń: 2937Następna
PDF
Drukuj
Powrót
Wypowiedz się
W poniedziałek o godz. 9.30 przed Sądem
Okręgowym w Warszawie rozpocznie się wreszcie proces w słynnej
"helskiej aferze gruntowej". Na ławie oskarżonych zasiądą była posłanka
Platformy Obywatelskiej Beata S. oraz burmistrz Helu Mirosław
Wądołowski. Dokładnie dwa lata i cztery dni temu funkcjonariusze
Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali oboje (w różnych
miejscach) na terenie Trójmiasta.
Beacie S. prokuratura zarzuca podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz
płatnej protekcji, przyjęcie korzyści majątkowej i powoływanie się na
wpływy w organach władzy.
Mirosław Wądołowski oskarżony jest o przyjęcie korzyści majątkowej od podstawionych agentów CBA, podających się za biznesmenów. W zamian miał umożliwić im kupno na ustawionym przetargu bardzo atrakcyjnie położonej działki na Helu, którą miasto przejęło od Straży Granicznej.
Burmistrz Helu, który został zawieszony, ciągle powtarza, że w całej sprawie jest niewinny, stał się ofiarą manipulacji. Podtrzymuje, że w przekazanej mu przez "biznesmenów" teczce miały być firmowe gadżety, a nie pieniężna łapówka.
- Nie mam złudzeń, że proces będzie polityczny - powiedział nam Wądołowski, zanim pojechał wczoraj do stolicy na proces. - Ale w tym kraju wszystko jest polityczne, widzimy to od kilku dni.
Zawieszony burmistrz puszcza aluzję to najnowszej "afery hazardowej", także wykrytej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Kiedy wstaję o piątej rano, niezależnie czy jadę na giełdę po towar, czy nie, najpierw zaglądam do internetu. I jak nie ma nowej afery, to dzień jest stracony - mówi z przekąsem samorządowiec. - Czego się spodziewam po procesie? Wolę nie myśleć, co mnie czeka na warszawskiej rozprawie, ale kto tutaj w ogóle myśli?
Po chwili jednak dodaje: - Powinienem oczekiwać, że w toku procesu przynajmniej ja zostanę szybko uniewinniony.
Dzisiaj zawieszony burmistrz, zasiadając na ławie oskarżonych, spotka się z posłanką Beatą S., która ponad dwa lata temu miała go odwiedzać, zadzwonić do niego i skontaktować z "biznesmenami".
- Nie rozmawiałem od tamtego czasu z Beatą S. - zapewnia Wądołowski. - Spotkaliśmy się raz w poznańskiej prokuraturze, gdzie składaliśmy zeznania. Minęliśmy się bez słowa.
- Nie "wygarnął" jej pan, skoro to przez nią miały pana spotkać takie kłopoty? - zapytaliśmy.
- Jestem na to za dobrze wychowany - ucina Wądołowski.
Jak ujawniło CBA, Beata S. miała przyjąć korzyści majątkowe za skontaktowanie podstawionych agentów z burmistrzem Helu, byli oni bowiem zainteresowani zakupem atrakcyjnej działki nad morzem. "Biznesmeni" spotykali się potem z Wądołowskim i pytali m.in. o sposób, w jaki miasto zbywa swoje nieruchomości. Włodarz dostał w prezencie zegarek za kilka tys. zł. Jak potem tłumaczył, sądził, że to firmowy gadżet. 1 października w restauracji przy Skwerze Kościuszki Wądołowski spotkał się z biznesmenami po raz ostatni. Przekazali mu oni teczkę. Całą Polskę obiegły zdjęcia, gdy burmistrz wychodzi z restauracji i zostaje zatrzymany przez agentów CBA. Natychmiast sprawdzono zawartość teczki - było w niej 150 tys. zł. Następnie agenci z Wądołowskim pojechali do Helu. Całą noc w ratuszu trwało szukanie, sprawdzanie i kopiowanie dokumentów. Potem burmistrz trafił do poznańskiego aresztu. Opuścił go w grudniu 2007 r. Warunkiem było m.in. wpłacenie kaucji (200 tys. zł), zakaz opuszczania kraju, cotygodniowe meldowanie się na policji. Został też przez prokuraturę zawieszony w czynnościach służbowych. Oznaczało to, że nie mógł zasiadać już na fotelu burmistrza.
Działka, która okazała się pułapką
Nieruchomość, którą mieli rzekomo kupić po ustawionym przetargu agenci CBA, leży w pobliżu samego cypla.
Miasto przejęło ją od Straży Granicznej. Dwuhektarowa nieruchomość, oddalona zaledwie kilkaset metrów od morza, jest prawdziwą chrapką dla inwestorów. A przynajmniej była dwa lata temu, gdy nie zaczął się kryzys, a sprzedawane w Helu mniejsze działki komunalne przynosiły milionowe wpływy do budżetu miasta. Jednak ówczesny wiceburmistrz Jarosław Pałkowski zapewniał nas, że sprzedaż działki nie była planowana przez miasto.
- Trudno też zrozumieć, jak można było ustawić przetarg na jej zbycie - zastanawiał się na łamach "Dziennika Bałtyckiego" Marek Dykta, sekretarz miasta w helskim magistracie. - U nas nieruchomości sprzedaje się w drodze licytacji. Po prostu kto zaoferuje na przetargu wyższą kwotę, ten wygrywa.
Jedyny publiczny występ
Zawieszony burmistrz Helu zniknął z życia publicznego, zajmując się działalnością gospodarczą w firmie zarejestrowanej na żonę.
Firma zajmuje się dostarczaniem m.in. warzyw helskim gastronomikom. Stąd burmistrz o godz. 5 rano jeździ na giełdę.
Po wyjściu z poznańskiego aresztu przyznał nam, że w ratuszu pojawiał się tylko po to, "aby nakarmić rybki w swoim gabinecie". Zapewniał, że nie chce złamać warunków kaucji i stracić wpłaconych przez rodzinę 200 tys. zł.
Na organizowanych przez miasto oficjalnych uroczystościach pojawił się tylko raz. Było to 2 maja br., gdy na bulwarze Nadmorskim przy ratuszu hucznie świętowano 50-lecie tutejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Wądołowski witał oraz przedstawiał ze sceny oficjeli i gości uroczystości. Występował jednak nie jako zawieszony burmistrz, ale jako prezes OSP Hel.
Mirosław Wądołowski oskarżony jest o przyjęcie korzyści majątkowej od podstawionych agentów CBA, podających się za biznesmenów. W zamian miał umożliwić im kupno na ustawionym przetargu bardzo atrakcyjnie położonej działki na Helu, którą miasto przejęło od Straży Granicznej.
Burmistrz Helu, który został zawieszony, ciągle powtarza, że w całej sprawie jest niewinny, stał się ofiarą manipulacji. Podtrzymuje, że w przekazanej mu przez "biznesmenów" teczce miały być firmowe gadżety, a nie pieniężna łapówka.
- Nie mam złudzeń, że proces będzie polityczny - powiedział nam Wądołowski, zanim pojechał wczoraj do stolicy na proces. - Ale w tym kraju wszystko jest polityczne, widzimy to od kilku dni.
Zawieszony burmistrz puszcza aluzję to najnowszej "afery hazardowej", także wykrytej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Kiedy wstaję o piątej rano, niezależnie czy jadę na giełdę po towar, czy nie, najpierw zaglądam do internetu. I jak nie ma nowej afery, to dzień jest stracony - mówi z przekąsem samorządowiec. - Czego się spodziewam po procesie? Wolę nie myśleć, co mnie czeka na warszawskiej rozprawie, ale kto tutaj w ogóle myśli?
Po chwili jednak dodaje: - Powinienem oczekiwać, że w toku procesu przynajmniej ja zostanę szybko uniewinniony.
Dzisiaj zawieszony burmistrz, zasiadając na ławie oskarżonych, spotka się z posłanką Beatą S., która ponad dwa lata temu miała go odwiedzać, zadzwonić do niego i skontaktować z "biznesmenami".
- Nie rozmawiałem od tamtego czasu z Beatą S. - zapewnia Wądołowski. - Spotkaliśmy się raz w poznańskiej prokuraturze, gdzie składaliśmy zeznania. Minęliśmy się bez słowa.
- Nie "wygarnął" jej pan, skoro to przez nią miały pana spotkać takie kłopoty? - zapytaliśmy.
- Jestem na to za dobrze wychowany - ucina Wądołowski.
Jak ujawniło CBA, Beata S. miała przyjąć korzyści majątkowe za skontaktowanie podstawionych agentów z burmistrzem Helu, byli oni bowiem zainteresowani zakupem atrakcyjnej działki nad morzem. "Biznesmeni" spotykali się potem z Wądołowskim i pytali m.in. o sposób, w jaki miasto zbywa swoje nieruchomości. Włodarz dostał w prezencie zegarek za kilka tys. zł. Jak potem tłumaczył, sądził, że to firmowy gadżet. 1 października w restauracji przy Skwerze Kościuszki Wądołowski spotkał się z biznesmenami po raz ostatni. Przekazali mu oni teczkę. Całą Polskę obiegły zdjęcia, gdy burmistrz wychodzi z restauracji i zostaje zatrzymany przez agentów CBA. Natychmiast sprawdzono zawartość teczki - było w niej 150 tys. zł. Następnie agenci z Wądołowskim pojechali do Helu. Całą noc w ratuszu trwało szukanie, sprawdzanie i kopiowanie dokumentów. Potem burmistrz trafił do poznańskiego aresztu. Opuścił go w grudniu 2007 r. Warunkiem było m.in. wpłacenie kaucji (200 tys. zł), zakaz opuszczania kraju, cotygodniowe meldowanie się na policji. Został też przez prokuraturę zawieszony w czynnościach służbowych. Oznaczało to, że nie mógł zasiadać już na fotelu burmistrza.
Działka, która okazała się pułapką
Nieruchomość, którą mieli rzekomo kupić po ustawionym przetargu agenci CBA, leży w pobliżu samego cypla.
Miasto przejęło ją od Straży Granicznej. Dwuhektarowa nieruchomość, oddalona zaledwie kilkaset metrów od morza, jest prawdziwą chrapką dla inwestorów. A przynajmniej była dwa lata temu, gdy nie zaczął się kryzys, a sprzedawane w Helu mniejsze działki komunalne przynosiły milionowe wpływy do budżetu miasta. Jednak ówczesny wiceburmistrz Jarosław Pałkowski zapewniał nas, że sprzedaż działki nie była planowana przez miasto.
- Trudno też zrozumieć, jak można było ustawić przetarg na jej zbycie - zastanawiał się na łamach "Dziennika Bałtyckiego" Marek Dykta, sekretarz miasta w helskim magistracie. - U nas nieruchomości sprzedaje się w drodze licytacji. Po prostu kto zaoferuje na przetargu wyższą kwotę, ten wygrywa.
Jedyny publiczny występ
Zawieszony burmistrz Helu zniknął z życia publicznego, zajmując się działalnością gospodarczą w firmie zarejestrowanej na żonę.
Firma zajmuje się dostarczaniem m.in. warzyw helskim gastronomikom. Stąd burmistrz o godz. 5 rano jeździ na giełdę.
Po wyjściu z poznańskiego aresztu przyznał nam, że w ratuszu pojawiał się tylko po to, "aby nakarmić rybki w swoim gabinecie". Zapewniał, że nie chce złamać warunków kaucji i stracić wpłaconych przez rodzinę 200 tys. zł.
Na organizowanych przez miasto oficjalnych uroczystościach pojawił się tylko raz. Było to 2 maja br., gdy na bulwarze Nadmorskim przy ratuszu hucznie świętowano 50-lecie tutejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Wądołowski witał oraz przedstawiał ze sceny oficjeli i gości uroczystości. Występował jednak nie jako zawieszony burmistrz, ale jako prezes OSP Hel.