Prokuratura nie zgadza się z powrotem Wądołowskiego
Poniedziałek, 11-01-2010 Opublikował/a: Urząd Miasta
Liczba wyświetleń: 2289Następna
PDF
Drukuj
Powrót
Wypowiedz się
Prokuratura nie zgadza się z powrotem Wądołowskiego
Dziennik Bałtycki, 11.01.2010
Roman Kościelniak
- Pierwszy raz wniosek o złagodzenie środka zapobiegawczego obrona złożyła w sądzie w listopadzie - przypomina prokurator Laskowski. - Wówczas sędziowie go odrzucili. Mirosław Wądołowski oskarżony jest o popełnienie czynu, za który grozi wysoka kara. Ponadto jako osoba pełniąca funkcję publiczną nadużył zaufania, jakim obdarzyli go wyborcy. I chociażby z tego powodu nie powinien wracać do pracy na stanowisku burmistrza do czasu zakończenia sprawy.
W ubiegłym tygodniu podczas kolejnej rozprawy mecenas Jacek Potulski, obrońca Wądołowskiego, ponownie złożył wniosek o złagodzenie środka zapobiegawczego. Tym razem sędziowie uznali, że Wądołowski może wrócić do pracy.
- Jest to dla mnie decyzja niezrozumiała - przyznaje prokurator Laskowski. - Przecież od listopada nie wydarzyło się nic takiego, co by ją uzasadniało. Co więcej, jak wynika z wypowiedzi Mirosława Wądołowskiego, po powrocie na fotel burmistrza nieruchomość, która ma istotne znaczenie w tej sprawie, nadal podlega sprzedaży.
Poznańscy prokuratorzy postanowili więc złożyć zażalenie na decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie. Mają na to czas do wtorku włącznie i jak zapewnia prokurator Laskowski, zdążą zrobić to w wyznaczonym terminie.
- W naszej ocenie, wina Mirosława Wądołowskiego jest bezsporna, przemawia za tym zgromadzony materiał dowodowy - mówi Laskowski. - Dlatego uważamy, że powinien być nadal zawieszony w czynnościach burmistrza.
Tymczasem Mirosław Wądołowski nazajutrz po warszawskiej rozprawie pojawił się w helskim magistracie i rozpoczął urzędowanie jako burmistrz. Nie zraża się decyzją prokuratorów z Poznania. - Nie myślę o tym. A pracy w urzędzie jest bardzo dużo, dlatego robię swoje - powiedział nam wczoraj.
Burmistrz Helu przypuszcza, że minie sporo czasu, nim Sąd Apelacyjny rozpatrzy zażalenie złożone przez prokuraturę.
Podobnego zdania jest Jacek Potulski, obrońca burmistrza Wądołowskiego. - Znając realia i obciążenie warszawskich sądów, należy przypuszczać, że upłynie wiele miesięcy, nim owo zażalenie zostanie rozpatrzone - uważa Potulski.
Mirosław Wądołowski podejrzewa, że prędzej zakończy się właściwy proces, nim sąd rozpatrzy zażalenie.
Kolejne posiedzenie sądu wyznaczono na 14 stycznia. - Pojadę do Warszawy, by uczestniczyć w procesie - zapowiada burmistrz.
Powrót do pracy był dla niego olbrzymim wydarzeniem. - Minione dwa lata wspominam jako koszmar - przyznaje Wądołowski. - Nie miałem pracy, wynagrodzenia ani ubezpieczenia zdrowotnego. Można powiedzieć, że byłem pozbawiony praw obywatelskich.
Helska afera gruntowa wybuchła w 2007 r.
1 października funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w jednej z gdyńskich restauracji Mirosława Wądołowskiego. Tego samego dnia zatrzymano także ówczesną posłankę PO Beatę Sawicką. Zarzucano im przyjęcie korzyści majątkowych w zamian za ustawienie przetargu na jedną z helskich działek. Rzekomymi inwestorami, którzy interesowali się nabyciem gruntu, okazali się agenci CBA. Wądołowski spędził w areszcie dwa miesiące. Gdy wychodził na wolność, prokurator zdecydował o zawieszeniu go w czynnościach burmistrza Helu. Wądołowski musiał ponadto wpłacić 200 tys. zł kaucji i zakazano mu opuszczania kraju. Wądołowski założył firmę dostarczającą m.in. naczynia jednorazowe dla gastronomii, chemii gospodarczej i inne.
Wojciech Dettlaff, starosta pucki
- Ta sprawa pokazuje, jak łatwo można zniszczyć człowieka, gdy się bardzo szybko o coś oskarża. Wygląda na to, że gdzieś popełniono błąd, sprawa wygląda na szytą grubymi nićmi. Podobnie było z Andrzejem Lepperem, którego również oskarżano o przyjęcie łapówki. Obie sprawy zabrnęły bardzo daleko i teraz nie wiadomo, jak to odkręcić. A przecież do końca nie wiadomo, czy faktycznie doszło do popełnienia przestępstwa. Nikomu jeszcze nic nie udowodniono. A obrzucić kogoś błotem jest bardzo łatwo, trudniej takiej osobie później się oczyścić. Uważam, że są w naszym kraju instytucje, które powinny zbadać całą sprawę bardzo dokładnie.
Roman Kościelniak
Będzie zaskarżenie decyzji sądu zezwalającej Mirosławowi Wądołowskiemu na powrót do pracy na stanowisku burmistrza Helu. Tak zapowiedział prokurator Andrzej Laskowski, naczelnik Wydziału do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.
- Pierwszy raz wniosek o złagodzenie środka zapobiegawczego obrona złożyła w sądzie w listopadzie - przypomina prokurator Laskowski. - Wówczas sędziowie go odrzucili. Mirosław Wądołowski oskarżony jest o popełnienie czynu, za który grozi wysoka kara. Ponadto jako osoba pełniąca funkcję publiczną nadużył zaufania, jakim obdarzyli go wyborcy. I chociażby z tego powodu nie powinien wracać do pracy na stanowisku burmistrza do czasu zakończenia sprawy.
W ubiegłym tygodniu podczas kolejnej rozprawy mecenas Jacek Potulski, obrońca Wądołowskiego, ponownie złożył wniosek o złagodzenie środka zapobiegawczego. Tym razem sędziowie uznali, że Wądołowski może wrócić do pracy.
- Jest to dla mnie decyzja niezrozumiała - przyznaje prokurator Laskowski. - Przecież od listopada nie wydarzyło się nic takiego, co by ją uzasadniało. Co więcej, jak wynika z wypowiedzi Mirosława Wądołowskiego, po powrocie na fotel burmistrza nieruchomość, która ma istotne znaczenie w tej sprawie, nadal podlega sprzedaży.
Poznańscy prokuratorzy postanowili więc złożyć zażalenie na decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie. Mają na to czas do wtorku włącznie i jak zapewnia prokurator Laskowski, zdążą zrobić to w wyznaczonym terminie.
- W naszej ocenie, wina Mirosława Wądołowskiego jest bezsporna, przemawia za tym zgromadzony materiał dowodowy - mówi Laskowski. - Dlatego uważamy, że powinien być nadal zawieszony w czynnościach burmistrza.
Tymczasem Mirosław Wądołowski nazajutrz po warszawskiej rozprawie pojawił się w helskim magistracie i rozpoczął urzędowanie jako burmistrz. Nie zraża się decyzją prokuratorów z Poznania. - Nie myślę o tym. A pracy w urzędzie jest bardzo dużo, dlatego robię swoje - powiedział nam wczoraj.
Burmistrz Helu przypuszcza, że minie sporo czasu, nim Sąd Apelacyjny rozpatrzy zażalenie złożone przez prokuraturę.
Podobnego zdania jest Jacek Potulski, obrońca burmistrza Wądołowskiego. - Znając realia i obciążenie warszawskich sądów, należy przypuszczać, że upłynie wiele miesięcy, nim owo zażalenie zostanie rozpatrzone - uważa Potulski.
Mirosław Wądołowski podejrzewa, że prędzej zakończy się właściwy proces, nim sąd rozpatrzy zażalenie.
Kolejne posiedzenie sądu wyznaczono na 14 stycznia. - Pojadę do Warszawy, by uczestniczyć w procesie - zapowiada burmistrz.
Powrót do pracy był dla niego olbrzymim wydarzeniem. - Minione dwa lata wspominam jako koszmar - przyznaje Wądołowski. - Nie miałem pracy, wynagrodzenia ani ubezpieczenia zdrowotnego. Można powiedzieć, że byłem pozbawiony praw obywatelskich.
Helska afera gruntowa wybuchła w 2007 r.
1 października funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w jednej z gdyńskich restauracji Mirosława Wądołowskiego. Tego samego dnia zatrzymano także ówczesną posłankę PO Beatę Sawicką. Zarzucano im przyjęcie korzyści majątkowych w zamian za ustawienie przetargu na jedną z helskich działek. Rzekomymi inwestorami, którzy interesowali się nabyciem gruntu, okazali się agenci CBA. Wądołowski spędził w areszcie dwa miesiące. Gdy wychodził na wolność, prokurator zdecydował o zawieszeniu go w czynnościach burmistrza Helu. Wądołowski musiał ponadto wpłacić 200 tys. zł kaucji i zakazano mu opuszczania kraju. Wądołowski założył firmę dostarczającą m.in. naczynia jednorazowe dla gastronomii, chemii gospodarczej i inne.
Wojciech Dettlaff, starosta pucki
- Ta sprawa pokazuje, jak łatwo można zniszczyć człowieka, gdy się bardzo szybko o coś oskarża. Wygląda na to, że gdzieś popełniono błąd, sprawa wygląda na szytą grubymi nićmi. Podobnie było z Andrzejem Lepperem, którego również oskarżano o przyjęcie łapówki. Obie sprawy zabrnęły bardzo daleko i teraz nie wiadomo, jak to odkręcić. A przecież do końca nie wiadomo, czy faktycznie doszło do popełnienia przestępstwa. Nikomu jeszcze nic nie udowodniono. A obrzucić kogoś błotem jest bardzo łatwo, trudniej takiej osobie później się oczyścić. Uważam, że są w naszym kraju instytucje, które powinny zbadać całą sprawę bardzo dokładnie.